środa, 19 czerwca 2013

Zimna suka bez sukienki

Piłka jest po mojej stronie? Tak napisałam? Hmm... No, dobrze, przyznam się.
Stosuję taki zabieg retoryczny w ramach ustawicznych lekcji dodawania sobie animuszu po jakiejś cięższej potyczce ze swoim parkinsonizmem. Kiedy wiem, że wprawdzie nie poległam, ale strachliwie podkuliłam ogon i chwila minie, nim znowu wyprostuję kark, hardo zadrę głowę i powiem Panu P. - spadaj! A właściwie to syk tej treści wydobędzie się ze mnie ostry jak brzytwa, sprzeciwu nieznoszący i strach siejący większy, niż decybele krzyku. Muszę się jednak w sobie zebrać, nim stanę się taką zimną suką, bo nie jest to najwyraźniej mój stan naturalny. Jednak nie niemożliwy do osiągnięcia i osiągnięciem swego rodzaju jest tego świadomość!
Gdy już jestem pozbierana, zimna i sycząca – poskromienie rozbuchanego Pana P. murowane! Ostrzegam jednak przed nadmiernym triumfalizmem, bo ten stan osłabia czujność niezbędną we współżyciu z tyranem. Słowem, dobrze jest nie schlebiać oprawcy rozczulając się nad sobą, ale nauczyć się przewidywać dotknięcie lubieżnych macek i zrobić unik. Klasycznym tego przykładem jest pływanie, podczas którego Pan P. zdaje się w ogóle nie zdejmować łapsk z moich nóg. Wystarczy jednak, że co klika minut dostanie po tych łapskach dzięki masażowi, a odpuści i 45 minut na basenie należy do mnie! Może nie ma w tym nic odkrywczego, ale dopóki działa, chwalę się swoimi metodami walki z Panem P.
- Ty masz Parkinsona? Niemożliwe!- to ciągle najczęstsza reakcja na uprawiany przeze mnie swoisty coming out. Pytana dlaczego tak się obnoszę z chorobą, zwykłam odpowiadać, że wolę sama dawać przyzwolenie na głośne komentarze, niż słyszeć pokątne szepty: „jak jej się ta głowa strasznie trzęsie”. Ale może to tylko pół prawdy? Może chciwie nadstawiam ucha na pełne niedowierzania okrzyki na wieść, że sypiam z Panem P. ? Skomplikowana jest ludzka natura...
- W szczególności kobieca! – już słyszę ten, rzucony półgębkiem, leitmotiv męskich rozmów. Tyle, że panowie są pewni zgłębienia źródeł skomplikowania babskiej natury. No to, skąd się ona bierze? Ano z absolutnego, jakoby, braku logiki w naszych słowach i czynach!
- Wiecie, moi drodzy płci obojga, czym mi pachnie ten sąd? Płycizną i stęchlizną, jak każdy anachroniczny schemat myślowy.
Już bym sobie pofilozofowała, przemieściłam się jednak na chwilę do telewizora, żeby zobaczyć „co tam, panie, w polityce”, a tu taka gratka! Niczym w prezencie, poseł Jarosław Gowin skompromitował ostatecznie męski prymat logicznego myślenia, mówiąc przed chwilą w Faktach po Faktach: „w sprawach światopoglądowych stawiam na zdrowy rozsądek”. I to ze śmiertelnie poważną miną! On, który mentalnie nigdy nie opuścił kościelnej kruchty! Ma prawo mieć takie poglądy, tylko dlaczego przy okazji obraża zdrowy rozsądek? Mój w każdym razie obraził, choć obiecuję podnieść się po tym ciosie (sic!)
Gdy się już podniosę, pierwsze kroki skieruję na basen – przecież dziś środa, a ostatnio utarło się, że w ten dzień pływamy z Tubylcem wieczorami. Muszę jeszcze tylko letnie giezło przewiewne (straszny dziś upał!) zmienić na jakieś portki, bo tak jest wygodniej w przebieralni. Zatrzymałam się na chwilę nad tym zdaniem, bo wprawdzie poraża „oczywistą oczywistością”, ale przecież jest przejawem kolejnej rewolucyjnej odsłony w moim życiu...
- Ty w spodniach?! - po telefonicznym drucie wykrzyczała niedawno swoje zdumienie Emigrantka. I zapowiedziała natychmiastowy przyjazd z Berlina, aby mój rozbrat z powłóczystymi szatami zobaczyć na własne oczy. W te pędy więc wysłałam jej mailem zdjęcie - niech się kobieta nie męczy, tym bardziej, że jest, co oświadczyła ze zgrozą, menopauzalna... Wielkie mecyje, ja byłam i przeżyłam. A w sprawie zmiany szat powłóczystych na spodnie? Chyba jasne, że to Pan P. zdarł ze mnie falbaniaste, tęczowe suknie, którymi z lubością zamiatałam ulice dwóch epok: słusznie minionej i tej … wymarzonej. Jednak moje marzenia nie przewidywały metamorfozy kobiety odrobinę artystowskiej w tuzinkową sportsmenkę, jaką się stałam u boku samozwańczego oblubieńca, Pana P.
(Uwaga,Tubylec coś pohukuje... ) No i masz babo placek! Dostałam komunikat znad telewizora (mecz futbolowy!), że on nie jedzie na basen, a ja się i tak już spóźnię! Ale jestem wściekła! To nie mógł mi ten genialnie zorganizowany (w przeciwieństwie do mnie, co wciąż słyszę) Tubylec wcześniej dać jakiegoś znaku? Chyba widział, że się zasiedziałam przy kompie? Ufff, wdech, wydech, wdech, wydech...
Trochę mi przeszło. - Ale tylko trochę! – rzucam (niby) sobie a muzom, ale w stronę meczowiska. Bez odzewu. I nagle przypomina mi się złota maksyma pani Halszki, u której pomieszkiwałam na studiach. Pamiętam, że kiedyś krzątałyśmy się w kuchni przygotowując „coś na ząb” dla panów oddających się swoim rozrywkom w salonie pełnym bibelotów i starych mebli. Bo trzeba wiedzieć, że był to dom przedwojennej inteligencji i krąg emerytowanego pana mecenasa rżnął w brydża, a nie za futbolówką ślepił po ekranie. Co nie przeszkadzało panom, że ślepi byli w swojej pasji, bo gdy miałam im zanieść jakiś półmisek i w popłochu jęłam zdzierać fartuch, wkroczyła pani Halszka. - Daj spokój dziecko, nawet, gdybyś tam naga weszła, nikt nie zauważy – przemówiła głosem doświadczonej kobiety, ale na jej ustach błąkał się uśmiech pobłażania. Ja byłam raczej zbulwersowana. - Jak to, młode ciało studentki nie ruszy tych piernikowych dziadków?! - prychałam po kątach. To było 35 lat temu. A dziś? Dziś, choć nie osiągnęłam jeszcze wieku pani Halszki, tzw. życiowej mądrości (którą tak wykpiwała Osiecka) mam chyba w nadmiarze. I pewnie z racji kumulacji asocjacji (hat-trcik rymowany!) doświadczeń rozmaitych, co siądę i piszę, to mi wychodzi poemat dygresyjny.
Do rzeczy zatem, czyli zamiany szat powłóczystych na portki. Mówię, że to przez Pana P., choć on by pewnie – z tym upodobaniem do moich kończyn dolnych - wolał pohulać pod długą szeroką spódnicą... Niedoczekanie twoje, lubieżniku! Nawet, jak mi się omsknie jeden basen, to ci nie odpuszczę i dalej będę cię zamęczać sportując się ile dam radę. A w giezłach do ziemi się nie da, ot i cała tajemnica. W szafie zwisają tedy smętnie zapomniane suknie, raz po raz zazdrośnie zerkając na codziennie pożądane portki. Czasem, gdy po nie sięgam, wydaje mi się nawet, że gdzieś z głębi szafy dobiega mnie szelest dyskretny: „o czasy, o obyczaje...”
Fakt, trochę się pozmieniało. Że niemal zrezygnowałam z feret długaśnych i wskoczyłam w portki, to jednak tylko rejestracja zmiany „po powierzchni zjawisk”, jak pamiętam ze szkoły. Z chwilą, gdy dopadł mnie Pan P. zmieniłam coś więcej, bo i styl życia, i sposób myślenia. Dla mnie to była rewolucja.

10 komentarzy:

  1. Przestałem obgryzać paznokcie... cokolwieczek to znaczy... Jurgiel

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam Twojego bloga jednym tchem i przyznam ,że jesteś konsekwentną kobietę i na pewno dasz sobie radę.
    Buziaczki i powodzenia
    Danka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Bardzo się staram, bo... nie mam innego wyjścia:-)

      Usuń
  3. właśnie, coklwieczek to znaczy? A gdy już nie obgryzasz, to dobrze, czy źle, bo nie wiem którą ze swoich "życiowych mądrości" mam uruchomić. Może wpadniemy z Tubylcem, żeby to obgadać - już słyszę ten Wasz chichot: czekaj tatka latka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj tatka?????? Kacha, nie ściemniaj bo się rozpuknę ze śmiechu. Ty może i przyjedziesz, ale ten Twój Tubylec... Przecież on poza redakcją nie zna niczego innego... No i u mnie w ogrodzie nie kopie się piłki, a na trzepaku nie uprawia innych sportów, zaś wódkę chłodzi się w studni... Całuski

      Usuń
    2. Uwiodła mnie szczególnie ta studnia... I Tubylec nie będzie musiał chodzić (z kulą, więc nie drwij) po lód! A w ogóle to podsunąłeś mi pomysł - muszę zanotować, a efekty wkrótce na blogu:-)

      Usuń
  4. Kasia, super pomysł na bloga, jest niesamowity, interesujący, czyta się go deski do deski. Gratuluję pomysłu i czekam na więcej.
    Trzymam kciuki za walkę z panem P.
    Buziaczki.Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Monisiu, za entuzjazm i dobre słowo. Wbrew pozorom wsparcie jest mi potrzebne...

      Usuń
  5. Kaśka, co tu dużo gadać! Bierzesz gnoja za łeb
    i mam wrażenie, że Pan P o tym wie...Kasia będę tu zaglądać i polecać innym. Dobra robota kochana!!! Boże, jak Ty pięknie piszesz!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Też wzięłaś mnie za łeb tym komentarzem. Dzięęęęki.

    OdpowiedzUsuń