czwartek, 27 czerwca 2013

Słodko-gorzko

Idąc odebrać ten poranny telefon nie przeczuwałam, że rozpędzi deszczowe chmury...
- Cześć blogerko, z kim dziś spałaś, bo ja z pewnym znanym reżyserem! - usłyszałam w słuchawce. Już miałam się oburzyć na obcesowość pytania, ale ciekawość była silniejsza.
- Z jakim, do diabła, reżyserem? - chcę wyrwać z Boskiej tajemnicę, jednocześnie lotem błyskawicy przeglądam ostatnie projekty Brada Pitta. Nie, z reżyserii zrezygnował... I oddycham z ulgą, słowo daję!
-No, z Kazimierzem Kutzem, to z jego książką zasnęłam – Boska krztusi się ze śmiechu.
A ja z nią. Bo dotarło do mnie, że pytała czy Pan P. wtrynił się nocą pomiędzy mnie a Tubylca. Ale taki los tych, którzy – jak ja – pozwalają wszystkim zaglądać do swojej alkowy. Ani mi w głowie jednak było się oburzać, bo to oznaczało, że Boska mnie czyta... A gdy oddała słuchawkę Kąśliwemu, ten przyznał, że też. Ja jednak chciałam przede wszystkim wiedzieć, czy Boska w końcu urodziła kamień, przez który cierpiała już ze 2 tygodnie.
- Ciągle nic, choć lata po schodach, skacze, a nawet pije znienawidzone piwo – przedstawia arsenał domowej medycyny Kąśliwy, gdy nagle przerywa mu jakiś głuchy stuk...
- To jeszcze nie kamień, to sturlała się butelka po piwie – relacjonuje z pola bitwy, a ja z oddali słyszę, jak Boska wychodzi na chwilę z (boskiej) roli i złorzeczy, że o mały włos nie zabiła się przez tę cholerną butelkę!
Nawet Boskiej nerwy mają prawo puścić, bo gdy ledwo, ledwo przebrnęła przez stres ślubu syna, a już się okazało, że musi zasilić kamieniołomy. Jakby nie mogły się obyć bez tego jednego, jej małego?
Wesoły geriatryk, nie ma co! Starsi czytelnicy pamiętają zapewne takie określenie, że „Polska to najweselszy obóz w RWPG”, a młodsi niech zapytają Googla. Tak mi się skojarzyło, choć i wówczas, i teraz ta wesołość – każda na swój sposób – smak miała słodko-gorzki. Jednak umieć się śmiać wbrew temu, co niesie życie, mieć dystans do siebie i roli, w jaką los nas wepchnął, to wielka sztuka!
Pamiętacie z jednego z rozlicznych telewizyjnych programów muzycznych całkiem niezły występ duetu „Czarno widzę”? Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że pod tą nazwą kryła się dwójka zdolnych, ale niewidomych młodych ludzi! Żartując z siebie, zagrali na nosie wszystkim życiowym pesymistom. Nic nie widząc, nie poszli na łatwiznę i w czarnej otchłani potrafią dostrzec więcej, niż inni. Czapki z głów!
A duet „Czarno widzę” przywołałam nieprzypadkowo, bo jestem pod wielkim wrażeniem tortu weselnego syna Boskiej i Kąśliwego. Konkretnie jego zwieńczenia, o które w cukierni zapytano narzeczonych, proponując – a jakże! - figurki Pary Młodej. Na co oni, ze stoickim spokojem, przystali pod warunkiem, że … Panna Młoda będzie miała rozmiar XXL, a Pan Młody będzie na wózku! Tak jak oni. I wiecie co, cukiernia wywiązała się z niecodziennego zamówienia na 102. Jednak to nie jej należy się owacja na stojąco...

Podobnie nieustający szacun, jak to się teraz mówi, mam dla Przyjaciółki, która po bliskim spotkaniu z takim, co to chodzi do tyłu – ma go w tyle. I tyle. Nigdy się nie skarży, na los nie utyskuje, a z chwilą gdy stanęła na nogi, chwyciła kije do nordic walking i robi z nimi ponad 6 km dziennie, codziennie!
- Jesteś nadzwyczaj dzielna – odważyłam się w końcu powiedzieć. Niby wiem, że Przyjaciółka nie znosi rozmów na wysokich diapazonach, ale musiałam, chciałam powiedzieć głośno, co czuję. Gdyby nie zareagowała, nie byłabym zdziwiona, bo gadatliwa nie jest, tymczasem jej reakcja dała mi do myślenia.
- Dzielna? Od ciebie się tego nauczyłam – powiedziała tylko, a mnie coś ścisnęło w gardle. Bzdura, ale wiem do czego piła...
Znamy się szmat czasu. Razem studiowałyśmy i testowałyśmy zgubne skutki spirytusu rozrobionego gorącą wodą! Ale to nie pod jego wpływem w 1979 roku wylądowałam za Przyjaciółką w Bydgoszczy, która nieoczekiwanie stała się dla mnie portem. Jak na ląd stały, chybotliwie miewałam pod stopami, a największe ruchy tektoniczne przyszły w 1993 r. wraz z odkryciem (po 8 latach zmagania się z bólami głowy) kostniaka -oponiaka. Takiego guza na czaszce. Mojej, a większą panikę budził u innych! Pewnie dlatego, że ja od początku wiedziałam (czułam?), że operacja się uda. Słowo!
A skoro tak, to trzeba było zadbać o czas „po”. Nikt wtedy nie słyszał o sklepach ze specjalnymi nakryciami dla łysych głów czy dobrymi perukami, bo te dostępne nadawały się jedynie do kabaretu. Wymyśliłam więc, że zrobię sobie … grzywkę z własnych włosów, którą będę przypinać do fantazyjnie wiązanej chusty. Dzieło pani fryzjerki z bydgoskiego Teatru Polskiego było tak doskonałe, że wraz z perfekcyjnym (własnoręcznym) makijażem zmyliło profesora, gdy przyszłam podziękować za operację w łódzkiej klinice.
- Słucham panią? - spojrzał na mnie niewidzącymi oczami, choć jeszcze rano rozmawialiśmy na obchodzie. Musiał się dopiero Tubylec zza mnie wychylić, by uśmiech pojawił się na zmęczonej twarzy.
- Poznałem panią tylko dzięki mężowi! – krzyknął profesor i powiedział jeszcze coś, co miało wpływ na całe moje życie.
- No, to teraz jestem pewien, że pani sobie poradzi – neurochirurg, a zachował się jak wytrawny psychoterapeuta...
Przydało się, gdy już 40 km za Łodzią, grzywka mi się przekrzywiła, a makijaż rozmazały łzy bólu. Skończyła się szpitalna nirwana na morfinie, a zaczęła codzienność, której bym wtedy nie przetrzymała, gdyby nie Doktor Nieustającej Pomocy. Ale fakt, szybko stanęłam do pionu i szłam jak burza. Jednak swoją cenę za to zapłaciłam, tyle że później. Jaka ja więc dzielna? Raczej taka wańka-wstańka, co to podniesie się po każdym upadku, a tych by się uzbierało.
Nie lubię żyć z głową odwróconą do tyłu, więc powiem tylko, że może teraz nie wyzwałabym Pana P. na pojedynek, gdyby nie poprzednie doświadczenia? Inna rzecz, czy Pan P. by się mną zainteresował, gdybym nie była tzw. neurologiczna? No, i sami widzicie do czego prowadzi takie wspomnieniowe rozczulanie się nad sobą! Mam być twarda i będę. Jak setki bab (choć nie tylko), jak wystrzałowa teściowa Jedynaka, która przypomniała mi ostatnio, że każdy coś tam dźwiga na grzbiecie.
- Ty masz Pana P., ja mam Panią B. - uśmiechnęła się jakoś tak słodko-gorzko.

2 komentarze:

  1. K.Janda dostała od córki prezent: przycisk na biurko z cytatem Churchilla "Jeżeli idziesz przez piekło, idź dalej"
    A więc bądź dzielna, bardzo dzielna, najdzielniejsza.I jesteś, bo chcesz, bo musisz(np.dla bliskich) bo nie masz wyjścia.Ile w tym rozmów z samą sobą, z panem Bogiem, filozoficzną przyjaciółką, ile lęku, słabości i wreszcie siły.
    Mojej córce Wiosence, ( etap życia-WIOSNA, ale zawsze jakieś problemy są) nie mowię: bądź dzielna.Powtarzam jak mantrę słowa piosenki Meli Koteluk: " nie wolno ci się bać, wszystko ma swój czas, jesteś początkiem do każdego celu" A ta Mela, młoda piosenkarka, urzeka mnie ciepłą barwą głosu, a jako autorka dojrzałym i głebokim wejrzeniem w ludzkie emocje...Przegadam to z Tobą, mam nadzieję , na żywo, tak czy siak bardzo, bardzo lubię z Tobą rozmawiać.I słuchać i czytać co masz do powiedzenia.Szacun
    Bo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to idę... Że odniosę się do cytatu z Churchilla.
      Bo, kochana, co tam Mela Koteluk z CIEPŁĄ barwą głosu (też ją lubię), w porównaniu z dawką CIEPŁA, która mi przekazałaś w tym wpisie. Jak to buduje! Dzięki... Chociaż mam nadzieję zrobić to osobiście.

      Usuń