O, rany! Ciągle nie mogę
ochłonąć z wrażenia, choć tego elektryzującego maila
przeczytałam wczoraj, tuż przed północą. Podeszłam do kompa, by
go wyłączyć, jednak przypomniało mi się, że chciałam Tubylcowi
pokazać, jaki mam pomysł na prezent ślubny dla MiK. A
wymyśliłam patchwork, wszak tworzą taką patchworkową rodzinę i
chciałabym, żeby patrząc na piękną całość składająca się
z wielu różnych kawałków, sami stworzyli podobną i równie
harmonijną. Tłumaczyłam to Tubylcowi szczegółowo, ale chyba zbyt
zawile, bo przysypiał, czym mnie wkurzył. Zamilkłam więc i
weszłam w pocztę, ot tak, na dobranoc.
Jakie tam dobranoc!
Odebrana wiadomość wyrwała mnie zza biurka, a Tubylca z objęć
Morfeusza.
- Słuchaj, słuchaj!
Odpisali mi z wydawnictwa, gdzie wysłałam swoje rymowanki, że
chcą je wydać! - bez pardonu zakłóciłam ciszę nocną.
Jezu, a może ja zasnęłam
jeszcze przed Tubylcem i to wszystko mi się śni? Ufff... Spokojnie,
bo nikt niczego nie zrozumie (co nie będzie takie dziwne, skoro ja
sama mało z tego kumam).
Zatem ad rem. Kiedyś
pewna młoda (czy teraz już wszyscy są młodsi ode mnie?) znajoma
Ki, dowiedziawszy się o mojej profesji, pokazała mi swoje wprawki
pisarskie z prośbą o opinię.
- Pisz, bo widać, że
pióro nie staje ci w ręku okoniem – powiedziałam po lekturze,
która uderzyła mnie też darem obserwacji. A okazał się to nie
jedyny dar Ki...
- Chciałam się
pochwalić, że właśnie na rynek trafia moja książka! -
przemówiła do mnie po 2 latach przez komórkę, a mnie odjęło
mowę.
- To ja trzy dekady lepię
ze słów kilometry zdań i nie złożyłam ich w książkę, a Ki
przy pierwszym podejściu ma bingo?! - miotałam się w mętnych
myślach, które szybko rozjaśnił przebłysk zdrowego rozsądku.
„Żeby wygrać trzeba grać” mawiamy niespełnionym milionerom,
co Ki zrozumiała w lot. Pisała, szukała wydawcy, pisała,
szukała... Aż znalazła i teraz to ona służy mi radą.
Nasłuchawszy się ich
(tych rad: od Ki, Tubylca i Duetu) zrobiłam w końcu krok do przodu,
ale po swojemu (w końcu kaczki dziwaczki nie chodzą stadami i nawet
Pana P. mają atypowego). Zaczęłam pisać bloga, ale wyjęłam też
z szuflady napisane kiedyś rymowanki dla dzieci. Podrasowałam je i
uaktualniłam, a potem zadumałam nad argumentacją czemu mają
służyć.
- Jak to czemu? Temu, żeby
dzieciaki, gdy dorosną, nie musiały wzorem dzisiejszych lemingów
pragnących być trendy, na gwałt poddawać się terrorowi
osobistych trenerów i dietetyczek, żeby one ten zdrowy styl życia
miały we krwi od małego – sprecyzowałam morał swoich rymowanek.
I zamyśliłam się, czy
choróbska tak by się mnie czepiały, gdybym to ja wychowała się
na takich „sportowych zachwalankach”, że zacytuję podtytuł
rymowanek. Gdybym to ja (i całe moje pokolenie) nie wzrastała pod
dyktat babcinego poglądu, że tłuściutki maluch, to zdrowy maluch,
gdybym od dzieciństwa była „zarażona” modą aktywności
fizycznej... Pewna przynajmniej tego, że wówczas byłabym bardziej
odporna na chorobliwe umizgi Pana P. - wysłałam rymowanki do
wydawnictwa. Resztę już znacie. Ale finału nawet ja się nie
domyślam.
PS. Właśnie wróciliśmy
z basenu. Tubylec zakomunikował, że mu lepiej, ja melduję swój
kilometr, tym razem bez Pana P. siedzącego okrakiem na mojej nodze
(dostał lewodopą między oczy?). Gdy do tego dołożyć propozycję
z wydawnictwa oraz … miesięcznicę Wapiętnika (tak, piszę bloga
od 9 czerwca, czyli równy miesiąc!), czy to nie jest okazja do
otwarcia wina?
Aha, Ki (w blogu też ma
większy staż) mi powiedziała, że jak na miesiąc blogowania i 20
postów, to 1176 wyświetleń (tak wskazał licznik) jest sukcesem.
Ale ja nie jestem pewna. I tak w moim kieliszku wina znalazła się
(prosto z beczki z miodem?) odrobina dziegciu.
Gratuluję miesięcznicy i cały czas kibicuję!
OdpowiedzUsuńKochana Optymizm to Twoja Tajna Broń(OTB)nigdy nie wolno Ci go tracić! A swoją drogą, mega Ci zazdroszczę picia winka:(
Pozdrawiam z S.
Wypijesz, Kochana, wypijesz i to ze mną!
UsuńBrawa i gratulacje!
OdpowiedzUsuńNie przeceniałabym jednak roli koleżanki Ki w tym wydawniczym sukcesie :-)
Dzisiaj odebrałam od kuriera przesyłkę z zamówionymi w sklepie Wydawnictwa Literackiego (Biblioteka Petycka Wydawnictwa a5) dwa tomiki poezji Ewy Lipskiej( koleżanka po piórze i nie tylko, ulubionej Wisławy Sz.) i jak tak dalej pójdzie to następne zamówienie będzie dotyczyło twórczości zapowiadającej się nie od dzisiaj obiecująco , mojej koleżanki Odmienionej! Wspomniana Ewa Lipska,której poezje czytam (pojmuję i nie pojmuję..)w rozmowie z dziennikarzem przytoczyła jako anegdotę sytuację jaka miała miejsce u Niej w domu podczas operacji wkręcania żarówki do lampy, przez K.Filipowicza.Zwrócił się do Niej:" tak, tak to nie literatura,tu trzeba myśleć! "
Z literackim, optymistycznym pozdrowieniem.Bo
Nie pozdrawiam pana P.
Droga Bo, toż to porównanie aż nie przystoi. Ale dziękuję za wiarę -we mnie, w sprawę?
UsuńA gdy idzie o żarówkę, to teraz wiem dlaczego tymi sprawami w naszym (z Tubylcem) w domu zajmuje się Tęga Głowa Filozoficzna, czyli Niprzypiąłniprzyłatał...