sobota, 6 lipca 2013

Dzidzia Piernik i suknia od Zienia

Wpis o nordic walking z Bo przypomniał mi poniedziałkowe spotkanie na myślęcińskich trasach, które oglądałam z wysokości rowerowego siodełka. A że latoś bardzo obrodziło rolkarzami, miałam co podziwiać: raz to mknących prosto przed siebie bez respektu dla płynącej obok fali gawiedzi, kiedy indziej stawiających na jazdę figurową, która szuka poklasku, albo też nieporadnie debiutujących, czyli takich, co to im kółka u nóg zawadzają ... Wśród tej parady mnie wszakże uwiodła para rolkarzy wózek z niemowlęciem przed sobą pchająca! Gdy jedno z rodziców statecznie posuwało się na rolkach z dziecięciem, drugie wyrywało do przodu w poszukiwaniu adrenaliny i tak na zmianę. Jednak w tej ciżbie mój wzrok przykuł już wkrótce sportowy duet wymachujący kijami w tempie znanym tym, którzy po długiej marszrucie marzą o porcie pod nazwą WC... Podjeżdżam bliżej, a to Przyjaciółka z Ha, swą nieodłączną kijową towarzyszką! (Że ma Ha wpływ na Przyjaciółkę nie tylko względem kijów, niech świadczy fakt, iż odwiodła ją od pomysłu przebrania się za owsika oferując … uszy Myszki Miki. I tak Przyjaciółka została Myszą z Najzgrabniejszymi Nogami!)
Ale wracając na trasę... Umówiłyśmy się na popas na mecie fanek nordic walking, a ja – choć na rowerze – przy ich zawrotnym tempie nie musiałam w oczekiwaniu kręcić zbyt wielu kółek. Za to wkoło kręciły się stada kąśliwych komarzyc i wnet pożałowałam, że nie włożyłam swoich ulubionych … antygwałtów, jak podobno nazywa się pończosznicze podkolanówki! Nie miałam pojęcia i w osłupieniu słuchałam wyjaśnień dobrze zorientowanej Ha, że ten szczegół damskiej garderoby taki jest nieestetyczny, że aż aseksualny.
- To co teraz mam zrobić z tuzinem podkolanówek we wszystkich kolorach tęczy, które kupiłaś mi na urodziny? - oskarżycielskim tonem zwróciłam się do Przyjaciółki.
- Nosić! - zawyrokowała ta spokojnie, tłumacząc, że to inna bajka, bo nie wkładam podkolanówek do wąskiej spódnicy z rozporkiem, który odsłania nieapetyczny widok do połowy przyodzianych nóg.
Trochę mi ulżyło, bo chyba tkwi we mnie atawistyczny bitnik, co lubił kolorowe skarpetki – dla mody i urody, ale też dla zamanifestowania swojej niezgody na szarość wokoło. A to postawa jak najbardziej sexy, więc moje doradczynie mogą się wypchać ze swoimi insynuacjami o antygwałtach!
Noszę zatem (i będę nosiła) pończosznicze barwne podkolanówki, których kolorem zawsze staram się nawiązać do innej części stroju. Skoro – za sprawą Pana P. - moje nogi stały się polem nieustannej bitwy, niech przynajmniej będzie kolorowo! (Może i lubieżnika to odstraszy?) Zresztą tych osławionych podkolanówek – czy spod portek, czy długich feret – i tak widać najwyżej z 5 centymetrów. Wyraźnie za to widać moją słabość do kolorów, którą z uporem przejawiam, mimo że coraz częściej zastanawiam się czy to uchodzi pani w moim wieku. Zdarza się nawet, że pytam o to Jedynaka, który – jak to młody – potrafi walnąć prawdę między oczy.
- Mamo, jak staniesz się śmieszna, dam znak – obiecał mi kiedyś, że zareaguje, gdybym przekroczyła cienką granicę „pani w pretensjach”.
- Takiej Dzidzi Piernik – podrzuciła mi wczoraj rozkoszne określenie Ja, którą odwiedziłam w szpitalu.
- Kupuję to! - krzyknęłam ubawiona, bo Ja roztoczyła przede mną wizję dziewczęcego kostiumu kąpielowego z baskinką, w który wtłoczyła się idąc na zabiegi rehabilitacyjne na basenie.
Śmiałyśmy się jeszcze długo, przerzucając się przykładami z Dzidzią Piernik w różnych wydaniach. Moja radość była tym większa, że truizm „śmiech to zdrowie” szczególnego znaczenia nabiera w tym przybytku, gdzie Ja tkwi już utknięta od tygodni... Codzienny kontakt ze światem zapewnia jej laptop, więc dla zabicia szpitalnej nudy i z Wapiętnikiem już się zapoznała.
- Jak ty się naprawdę czujesz? - Ja nie dała się zwieść mojej wesołej pisaninie o zmaganiach z Panem P.
- Przyjechałam do ciebie na rowerze, więc jeszcze żyję – zrobiłam unik, bo dotarło do mnie, że to nasze spotkanie jest z cyklu „wiódł ślepy kulawego”.
Jednak umówiłyśmy się na następne, a ja w drodze do domu mocno naciskałam pedały, by odgonić złe myśli. Wróciłam na moment do Dzidzi Piernik i wtedy przypomniało mi się, że nie samym lumpeksem człowiek żyje, bo w sypialni czeka na mnie oryginalna suknia projektu Macieja Zienia! A że ubrana jest w nią pluszowa Klara z charytatywnej akcji „Kup Misia”, to szczegół! Suknia wszak cenna jest podwójnie, bo zasiliła konto remontowe Kliniki Pediatrii CZD i mnie ucieszyła. A Tubylec, który ją przytargał do domu wzruszył mnie też podwójnie: intencją i troską czy … kolor sukni będzie pasował do wystroju sypialni. Zna moją słabość!

2 komentarze:

  1. Formatowanie znowu działa. Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
  2. Do Odmienionej trzeba mieć cierpliwość, to zadziała. Ona i cała reszta! He,he,he...

    OdpowiedzUsuń