niedziela, 7 lipca 2013

Ale wtopa - lewodopa!

Nie będę ściemniała, nie jest różowo. A na pewno nie było, skoro na jego prywatnych włościach i w prywatnym czasie desperacko zaanektowałam dla siebie Doktora Nieustającej Pomocy. Niby chodziło raptem o pół godziny i miało miejsce tydzień temu, ale jakoś tak niesporo było mi się do tej wtopy przyznać. Czy dlatego, że zaliczyłam ją trochę na własne życzenie?
Pora zatem wyznać, że podczas kontrolnej wizyty już blisko rok temu Doktor nie miał wątpliwości – rozwój mojego parkinsonizmu wymagał zwiększenia dawki lewodopy. Posłusznie zawijałam więc w folię jej południowy przydział, wkładałam do okularowego etui i łykałam w pracy. Nie od razu kojarząc fakty, w tym samym czasie zaliczyłam kilka spektakularnych drzemek nad komputerem. I choć nikt tego nie widział (miałam osobny pokoik), sam fakt bardzo mnie deprymował, a przy tym nijak nie dał się opanować. Sen przychodził lotem błyskawicy i czynił komputerową klawiaturę najwygodniejsza poduszką! Masakra... Na samo wspomnienie oblewam się rumieńcem, bo mając ciągle opinię osoby z temperamentem, czułam się niczym zmęczona życiem staruszka. Szukając ratunku sięgnęłam do ulotki dla pacjentów i wszystko stało się jasne – to ta południowa piguła przerywała mi, jak nożem uciął, kontakt z realem! Łatwo się domyślić, że ja ucięłam dopływ dodatkowej dawki, a gdy przy kolejnej wizycie szwindel wyszedł na jaw, Doktor Nieustającej Pomocy z trudem przyjął moje tłumaczenie. Mnie wydawało się logiczne: skoro mam z Panem P. tańcować do końca życia (może jeszcze ze 20 lat?), to chcę arsenał broni przeciw agresorowi mieć jak najdłużej pełen. Jasne?
W tej pysze zabrakło mi wyobraźni, że Panu P. w to graj, mocno się więc facet rozzuchwalił i biorąc mnie w lubieżne okowy paraliżował ruchy już nie na żarty (pisałam o tym w Wapiętniku). Powoli (niestety, bardzo powoli) zaczęłam zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę to właśnie na niewystarczającej dawce lewodopy byłam niczym sterana życiem staruszka, która rankiem (co to, jak guma do gaci, rozciąga się czasem na cały dzień) nie może zrobić kroku, a z krzesła wstaje z wdziękiem paralityka! Co koń wyskoczy (a Pan P. pozwoli) udałam się do Doktora, który – z największym trudem unikając słynnej frazy kabareciarza Halamy „wiedziałem, że tak będzie” - wziął sprawy w swoje ręce. Póki co te ręce wypisały zwiększone dawki pocisków przeciw Panu P. , tudzież czegoś w rodzaju granatu ręcznego, bo do doraźnego odpalania w stanie alarmowym.
Szczęśliwie, alarmu jeszcze nie było, bo (odpukać w niemalowane!) zaryzykuję, że odczuwam pewną poprawę. Jakby nogi nie ważyły już każda po tonie, co jest wprawdzie osiągnięciem mierzonym miarą z kawału „Jak żyć?” Tyle, że nie o pytanie wykiwanych obywateli do premiera chodzi, ale Icka do rabina, który miał doradzić jak 10-osobowa rodzina ma się pomieścić w jednym pokoju. Cóż, wystarczyło na dokładkę zamieszkać z kozą, by po jej pozbyciu się docenić życiową przestrzeń... Taki, mniej więcej, jest i mój komfort trwania w grzesznym (na pohybel mitowi, że grzech to przyjemność!) związku z Panem P., więc – niczym miecz Damoklesa – zawisła nade mną wizja szpitala. Jak się nie poprawi, to w sierpniu, więc postanowienie jest oczywiste – musi się poprawić!
Gdy w czwartek (piąty dzień na zwiększonej lewodopie) – nie zważając na tłok na basenie – robiłam swój kilometr i dech miałam ciągle miarowy, wierzyłam, że tak właśnie będzie. Ale że nadzieja (choć mówią, że to łaska pańska) na pstrym koniu jeździ, niedzielne pływanie szło fatalnie. Niby byłam sama na torze, ale szybko się okazało, że figa z makiem, bo wlazł ze mną Pan P., prawej nogi się ułapił i nie puścił do końca.
- Za mało go wymasowałaś przed wejściem na pływalnię – zawyrokował Tubylec, który z poprawności politycznej tak nazywa chłostę wymierzaną natrętowi.
Mylił się, powtarzałam nawet ten zabieg przy każdym nawrocie, a Pan P. był niczym rzep! A ja co, jak ten ogon? Bo najwyżej w ogonie załapałabym się dziś w zawodach starych (krytych?) żabek. Z takim bagażem to ja raczej stanę w konkurencji z żółwiami błotnymi – one też dźwigają i pływają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz